Przesunięcie o rok wejścia przepisów dotyczących ETS 2 nie rozwiązuje żadnych problemów branży transportowej – realnie z jej punktu widzenia pozostaje praktycznie bez znaczenia – irrelewalentne. Co najwyżej zapewnia tzw. spokój ducha części polityków. Dlatego pojawiające się w nawet w branżowych mediach stwierdzenia, że jest to jednak poważniejsze osiągnięcie i że w związku z tym branża powinna jak najlepiej wykorzystać ten czas, by się przygotować do zmian, uważamy za pozbawione w ogóle jakichkolwiek podstaw faktycznych i merytorycznych. Przeciwko w ogóle wejściu w życie ETS 2 w nadal proponowanej formie, czy to rok wcześniej, czy rok później, stoi bowiem szereg powiązanych ze sobą elementów. W pierwszym rzędzie są nimi.
1, nadal niepewna sytuacja gospodarcza w EU. Transport od lat pozostaje jednym z najlepszych i najczulszych barometrów życia ekonomicznego. Aktualna sytuacja nie jest z jego punktu widzenia nadal stabilna i tej stabilności nie wykaże także w najbliższych miesiącach
-
sytuacja samych przedsiębiorstw transportowych. Wiele z notuje niezwykle niskie marże zysku czy wręcz pracuje po kosztach. Jednocześnie zleceniodawcy niechętnie podnoszą stawki za przewozy, argumentując to presją cenową ze strony z kolei swoich zleceniodawców. Zarazem same podmioty transportowe notują systematyczny wzrost wydatków z powodu mimo wszystko rosnących kosztów paliwa, zarobków kierowców, których brakuje na rynku, innych obciążeń fiskalnych oraz wchodzenia w życie kolejnych kosztotwórczych przepisów unijnych. Dodatkowo w przypadku polskich przedsiębiorstw notuje się spadem przychodów w PLN wskutek realnej aprecjacji naszej waluty
-
brak perspektyw na realne potanienie pojazdów elektrycznych w ciągu jednego roku oraz zauważalnej poprawy ich parametrów w sferach wzrostu zasięgu na jednym ładowaniu i równoczesnego obniżenia masy własnej. Wejście w życie przepisów zezwalających na wzrost masy własnej pojazdów/zestawów o 4000 kg uważamy za szkodliwy ekonomicznie i eksploatacyjnie. Na marginesie zwracamy uwagę, że polskie władze nie chcą wyrazić zgody, by zestawy klasy EMS miały u nas masę całkowitą minimum 48000 kg przy minimum siedmiu osiach, ale będą się musiały zgodzić na 5- czy 6-osiowe zestawy o dopuszczalnej masie całkowitej 44000 kg. W takim układzie 7- 8 -osiowe zestawy 25,25-metrowe będą niszczyły polskie drogi i zrywały mosty/wiadukty, a 16,5-metrowe, 5 osiowe, 44-tonowe już nie… Logiki decydentów w tym brak.. Jak zresztą w wielu innych powiązanych kwestiach
-
brak będzie nadal łatwo dostępnych punktów szybkiego ładowania, a ceny energii pozostaną wysokie.
-
Brak możliwości wykorzystania przez siły zbrojne elektrycznych pojazdów cywilnych w sytuacji konfliktu zbrojnego. Dla Polski – kraju przyfrontowego – i wobec tego polskich przewoźników jest to jedna z kluczowych kwestii. Polskie pojazdy mające być wdrożone do celów wojskowych powinny w ogóle być zwolnione z dodatkowych opłat penalizujacych silniki spalinowe, także po 2035 roku.

